Szyk i elegancja, czyli zegarek na łańcuszku
Pierwsze zegarki kieszonkowe były dziełem XV-wiecznego ślusarza Petera Henleina z Norymbergii. Choć nie tak masowo jak jeszcze sto lat temu, są noszone do dziś.
Choć historia zegarków kieszonkowych ma już ponad 500 lat, dzisiaj ze świecą szukać kogoś, kto nosi taki zegarek. Jednak zegarki kieszonkowe są nadal produkowane zarówno przez największych graczy na rynku, jak i przez mniejsze firmy. I istnieje spore grono osób hałdujących zasadom klasycznej elegancji, które takie zegarki kupują. Fakt. Nie jest to produkt masowy, a przeznaczony raczej dla osób stawiających na oryginalność.
Historia zegarków kieszonkowych
Peter Heinlen rozpoczął regularną produkcję zegarków na łańcuszku w roku 1524. Jego zegarki początkowo zyskały uznanie w zachodniej Europie. Pierwsze modele były w kształcie jajka i nie miały szkiełka. Były tak duże, że właściwie trudno je było zmieścić w kieszeni. Zmiany w wyglądzie tych czasomierzy to rok 1675. Ojcem ich nowego stylu był Charles II z Anglii, który spopularyzował kieszonkowy sposób noszenia zegarków w Europie i Ameryce Północnej. Od tej pory zegarek na łańcuszku cieszył się rosnącą popularnością, zwłaszcza w Europie i obu Amerykach. Dopiero pierwsza wojna światowa podkopała jego popularność. Na froncie takie czasomierze po prostu się nie sprawdzały.
Dla oryginałów
Zegarek na łańcuszku to dziś przede wszystkim szyk. Warto go założyć, by podkreślić swój status podczas ważnego spotkania. Oryginalność takiego czasomierza z pewnością wzbudzi respekt wśród klientów lub inwestorów. Zegarek kieszonkowy pozwoli też wyróżnić się z tłumu na bankiecie lub gali. Doskonale podkreśli oryginalny styl. Zegarek kieszonkowy to także dobra inwestycja. Może nie zwiększy swojej wartości w ciągu dekady, ale w długiej perspektywie, przekazywany z pokolenia na pokolenie, może okazać się unikatem na skalę światową.